sobota, 2 lutego 2013

2.1. Szkolne czasy - Grimmjow x Ichigo

G: Grimmjow
I: Ichigo
N: Neriel
Y: Yuzu
Nn: Nnoitora
S: Stark
H: Halibel
U:Ulquiorra
I
Co się dzieje? Czy ja...? Gwałtownie otworzyłem oczy. Rozejrzałem się po pokoju. Byłem...w swoim domu? Po chwili do pokoju weszła moja młodsza siostra Yuzu.
Y: Braciszku! Obudziłeś się już! Ciesze się.
I: Co...? Co ja tu robię?
Y: Przyniosła cię jakaś dziewczyna. Miała takie nie zielone, nie niebieskie włosy.
Czy to była...? Neriel? To niemożliwe. Przecież ona należała do gangu.
Y: Mówiła, że spadłeś ze schodów i zemdlałeś. Więc ci pomogła.
I: Od jak dawna tu leżę?
Y: Od wczoraj. Ale myślę, że dasz już radę iść, prawda?
I: Yyy...chyba tak.
Powoli wstałem. Czułem ból na moich wczorajszych ranach, ale nie tak straszny. Nie dałem po sobie poznać, że cokolwiek mnie boli. Yuzu wyszła z mojego pokoju. Ubrałem się zjadłem porządne śniadanie i wyszedłem do szkoły. Miałem nadzieję, że dzisiaj mi odpuszczą.
G
Pierwszy raz się zdarzyło by ktoś wybrał roczne znęcanie się. Ten chłopak jest dziwny. Ciekawe czy przyjdzie do szkoły? Jeżeli tak to tym razem będzie mieć spotkanie z czwartym. Naprawdę współczuję. Ulquiorra da mu nieźle popalić. No cóż to był jego wybór. To nie mój interes. Ale mimo wszystko coś jest nie tak. Neriel zaczęła się dziwnie zachowywać. Przestała gadać z Halibel. Nawet do mnie rzadko się już zwraca. Ciekawe co zaprząta jej głowę. Trzeba będzie to sprawdzić.
Nn: Yo! Szefie!
G: Nnoitora! Właśnie o tobie myślałem.
Nn: Ja nic nie zrobiłem...przynajmniej ostatnio.
G: Nie o to chodzi.
Nn: A o co?
G: Chodzi o Neriel. Musisz się dowiedzieć co się z nią dzieje.
Nn: Chyba żartujesz?! Z całej naszej siódemki mnie akurat trawi najmniej! Czemu miałaby mi zdradzić co jej w głowie siedzi?!
G: Pomyśl trochę! Debilu! W przypływie emocji, w gniewie,radości może ci co nieco wyjawić. A tylko ty potrafisz ją tak wkurzyć! Czasami mógłbyś ruszyć tym swoim bezużytecznym mózgiem!
Nn: Zrozumiałem, zrozumiałem. Dobra zbieram się. Nara...szefie.
Jak ja tego gnoja nie znoszę. Tak naprawdę nie jest tak głupi na jakiego można go ocenić po pierwszej rozmowie.
 Jest bardzo sprytny. Raz prawie wyrzucili mnie przez niego z gangu. Ale mniejsza o to. Mam nadzieję, że wyciągnie coś od Neriel.
Z: Myślisz, że to dobry pomysł żeby go wysyłać?
G: Nie wiem Zommari. Ale jak to mówią "przyjaciół trzymaj blisko a wrogów jeszcze bliżej".
Z: Masz nadzieję, że cię nie wyda? Wierzysz w to?
G: Nadzieja matką głupich, a wierzą...tylko słabeusze. Słaby wierzy w boga,przyjaźń,miłość i inne duperele.
Z: Rozumiem.
G: Ale ja nie rozumiem. Gdy nie ma nikogo z gangu gadasz jak najęty. A jak reszta przychodzi mówisz tylko to co konieczne.
Milczał. Zaskoczyłem go?
Z: Jesteś inny niż reszta. Potrafisz zobaczyć coś czego oni nie mogą.
Ja? Inny? I...co zobaczyć?
G: O co ci chodzi?
Z: Nie mów, że nie wiesz.
Popatrzyłem na niego z poirytowaniem.
Z: Dobrze. Więc...potrafisz widzieć...serca ludzi.
Że co? Serca? Co on pierdoli?
Z: Pewnie nie rozumiesz. Wyjaśnię ci...ale najpierw...
Co on robi? Chyba nie?! On chyba żartuje...?! Zommari zdjął koszulkę. Wyjął zza paska nóż. Rzucił go do mnie i odwrócił się plecami.
Z: Odchodzę.
G: Co ty pieprzysz, Zommari?!
Z: Wiesz co trzeba zrobić.
Nie...nie mogę. W ogóle o co mu chodzi?! Coś chce udowodnić?
Z: Pośpiesz się. Wole mieć to już za sobą.
Nic nie mówiłem. Tylko patrzyłem się na jego tatuaż znajdujący się na plecach. Nie chciałem tego robić.
Z: Wiesz, że jeśli chcę odejść, musisz mi zedrzeć tatuaż.
Wahałem się. Pierwszy raz w życiu się wahałem. Jesteśmy tu sami. Gdyby był tu ktoś jeszcze, nie wahałbym się ale...nie, nie mogę! Patrzyłem jak wryty i w tym momencie przyszedł Stark, Halibel i...Ulquiorra. Nie mam wyjścia. Muszę to zrobić.
S: Co tu się u diabła dzieje?!
H: Zommari co ty robisz?
U: Grimmjow?
Zacisnąłem mocno zęby. Byłem świadom, że będzie go boleć...bardzo boleć.
G: Zommari odchodzi. Wiecie co muszę zrobić...
Zeskoczyłem z drzewa. Szedłem w jego stronę. Oddałem mu nóż.
G: Jeżeli mam cię zranić to zrobię to moim nożem.
Szepnąłem mu. Zamknął oczy. Przygotowałem broń i zacząłem zdzierać jego numer z pleców. O dziwo...nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Musiał być naprawdę mocny. W pewnym momencie...
"Wypieprzaj stąd!"
"Gol!"
"Uciekamy!"
"Zommari czekaj!"
"Zostaw tego murzyna, zajmijmy się nim."
"Dobrze zrobiłeś"
"Przez ciebie mój brat nie żyje!"
"To nie jego wina!"
"No dalej haha strzelaj...i tak nie potrafisz niko-"
"O cholera! On nie żyje!"
"O-on ka-kazał..."
"Wiesz co cię czeka?!"
"To tylko dziecko!"
"I ty w to jeszcze wierzysz?!"
" Masz nadzieję, że cię nie wyda? Wierzysz w to?"




 Gdy skończyłem uklęk na jedno kolano i zaczął ciężko dyszeć. Z jego pleców sączył się strumyk krwi.
G: Żegnaj...Rureaux.
Powiedziałem do niego po nazwisku i odszedłem. Wszyscy stali z boku i przyglądali się byłemu siódmemu. Widziałem, że Stark i Halibel oniemieli. Nasz emo niekoniecznie. Miał obojętny wyraz twarzy. Najwyraźniej niezbyt go to obchodziło. Czwarty podszedł do mnie.
U: Dzisiaj moja kolej?
G: Tak.
U: Forma?
G: Daję ci wolna rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz