U: Ulquiorra
G: Grimmjow
I: Ichigo
Nn: Nnoitora
N: Neriel
G
Byłem mega
wkurwiony, że Zommari odszedł. Z nim tak jak ze Starkiem, Halibel i
Neriel mogłem normalnie porozmawiać. A teraz mam o jednego członka gangu
mniej.
Nasz gang jest jak miecz. Gdy ktoś odchodzi zaczyna pękać, by w końcu całkowicie się rozpaść.
Dzisiaj
zielone emo zapewni nam przynajmniej rozrywkę. Jestem mega wkurwiony.
Mam nadzieję, że jakoś się odstresuje patrząc na tą masakrę.
Siedziałem
w oknie w szkole i patrzyłem na przychodzących uczniów. Dzwonek miał
zadzwonić za jakieś pół minuty a tego rudego nadal nie było. Nnoitora
chyba go za bardzo pobił jak na pierwszy raz.
Dzwonek.
Nadal siedzę w oknie. A jego nadal nie ma. Już miałem iść do klasy gdy
zobaczyłem...jak Neriel pomaga temu chłopakowi wgramolić się do szkoły! O
nie! Mowy nie ma! Czwarty musi sobie poczekać. Dzisiaj ja go spiorę
tak, że przez tydzień jak nie lepiej nie stanie o własnych siłach!
Wszedłem
do klasy. Jak zwykle spóźnienie, ale nauczyciel już nawet tego nie
zauważa tylko dalej prowadzi lekcje. Dzisiaj byłem ostatni co jest dość
niespotykane. Zwykle ostatni przychodzi Nnoitora, bo on olewa już
wszystko.
Siedziałem. Nie mogłem się skupić na lekcji. Ciągle myślałem o Neriel, która pomogła temu zasrańcowi. Rudy ma wpierdol!
Wreszcie koniec lekcji. Podszedłem do piątego.
G: Wołaj czwartego i łapcie Kurosakiego...idziemy za szkołę.
Nn: Myślałem, że idziemy po lekcjach?
G: Nie słyszałeś co mówiłem?! Łapcie go i za szkołę!
Krzyknąłem
już ładnie wkurzony. Sprintem pobiegłem i czekałem na nich. Wszyscy
przyszli. A czwarty i piąty przyprowadzili tego rudzielca.
I: Czego chcesz ode mnie?
Zerknąłem w stronę Neriel. Nie okazywała emocji.
G: Ulquiorra, wybaczysz mi to, że wejdę w twoje miejsce w kolejce, prawda?
U: Rób co uważasz.
Poszedłem
za drzewo i ściągnąłem z niego długi prosty kij. Podszedłem do niego i
zacząłem go bić z całej siły aby wyładować całą wściekłość. Po paru
minutach zaczęła lecieć krew. Widać było, że chłopak długo nie wytrzyma.
Gdyby nie wczorajsze kopniaki Nnoitory na pewno wytrzymałby jakieś 20
minut. Ale w takich warunkach szacuję, że wyjdzie jakieś 5 minut.
W pewnym
momencie po uderzeniach jego koszulka wyglądała jak szmata jakiegoś
menela spod sklepu. Podszedłem do niego od przodu. W jego oczach była
pustka i zrezygnowanie.
G: Wiesz dlaczego masz właśnie ode mnie wpierdziel? - szepnąłem mu do ucha.
Patrzyłem na niego z największą pogardą jaką mogłem.
G: Dlatego, że Neriel ci pomogła, skurwielu - szeptałem.
Zauważyłem, że jego źrenice się rozszerzyły.
G:
Tak...właśnie dlatego. Jeżeli nadal będzie ci pomagać czeka cię coś
gorszego od kopniaków Nnoitory i moich uderzeń. Czwarty i pozostali są
bardziej brutalni od naszej dwójki. A wiesz co się w końcu stanie? W
końcu nadejdzie kolej...Neriel - powiedziałem mu znów na ucho.
Podniósł na mnie wzrok.
G: I wtedy ona będzie cię katować...heh...chyba...że wcześniej trafisz do szpitala - ciągle szeptałem.
Odsunąłem się deko by zadać bezpośrednie uderzenie w brzuch.
" Ichigo, zaopiekuj się siostrami! "
" Nie dam rady! "
" Schowaj się! "
" Tato! "
" Raczej z tego nie wyjdzie! "
" Pomóż im..."
" Dziękujemy braciszku "
" Kiedy wrócisz? "
" To nie zależy ode mnie "
" Nie wytrzymam dłużej! "
" Co się stało? "
" Ichigo, no chodź! "
" Rukia! Uważaj! "
" Wyjdziesz z tego! Nie odchodź! "
" Poradzisz s-sobie...żyj d-dalej..."
" Rukia! Nieee! "
" Trza przetestować nowego rudzielca "
" Ja...wybieram...tą drugą...opcje "
" Yo! Grimmjow? Mogę pierwszy? "
" Chyba...że wcześniej trafisz do szpitala "
Co to było? W-widziałem coś dziwnego. Życie tego rudego? Nie, niemożliwe.
Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że wszyscy na mnie patrzą. Wyprostowałem się.
G: Puśćcie go!
Nn: Co?!
G: Nie słyszałeś zjebie! Puść go!
Puścili go.
G: A teraz wszyscy na lekcje.
Zaczęliśmy się stamtąd ulatniać. Podszedłem do Neriel.
G: Zaopiekuj się nim.
Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem. Wskazałem ruchem głowy. Gdy wszyscy się rozeszli podeszła do niego.
N
Gdy
Grimmjow podszedł do mnie i powiedział, że mam się nim zająć,
wiedziałam, że on już wie. Jednak czemu nie wydał mnie na oczach reszty.
To by było całkiem w jego stylu jednak tego nie zrobił.
Podeszłam do Ichigo i potrząsnęłam go za ramię.
N: Ichigo? Ichigo? Żyjesz?
Powoli otworzył oczy.
I: Ch-chyba tak...ale czuję się jakbym nie żył.
Pomogłam mu wstać.
N: W takim stanie nie możesz wrócić do szkoły.
I: Tym bardziej do domu.
N: Hmm... chodź do mnie.
Opuściłam
dzisiaj dzień szkolny. Pomogłam Ichigo się jakoś wykurować z tych
siniaków i blizn. Pod wieczór wyglądał już całkiem normalnie.
N: Dobra, teraz chyba możesz iść do domu.
I: Bardzo ci dziękuje. Ale mam jedno pytanie...czemu mi pomagasz?
N: Cóż na początku było mi cię strasznie żal. A tym razem kazał mi Grimmjow.
I: Gr-grimmjow?
N: Tak...nie wiem o co mu chodzi.
I: Dobra, ja już pójdę. Jeszcze raz dziękuje. Cześć!
N: Cześć!
No i poszedł. O co chodzi Grimowi?
I
Szedłem chodnikiem do domu. Okazało się, że Neriel mieszka niedaleko szkoły więc łatwo trafiłem na drogę do domu.
W pewnym
momencie usłyszałem czyjeś kroki za mną. Niestety do domu miałem jeszcze
kawałek a do tej pory ten ktoś mógłby mnie złapać.
Zacząłem
biec. Ta osoba również przyśpieszyła. Słyszałem, że mnie dogania. Byłem
przy latarni stanąłem i odwróciłem by zobaczyć kto mnie goni ( genialny
pomysł ). Ale nikogo nie było. Było strasznie cicho. Rozglądałem się we
wszystkie strony, ale oczy nie przyzwyczaiły mi się do ciemności.
W pewnym
momencie dostrzegłem błysk pary oczu. Zanim zdążyłem zareagować postać w
białym płaszczu popchnęła mnie na słup latarni i podstawiła nóż pod
moje gardło.
?: Nie szamotaj się.
Usłyszałem znajomy głos.
?: Puszczę cię, ale nie uciekaj.
I: Kim jesteś?
?: Spokojnie nic ci nie zrobię.
I: Kim jesteś?
?: Aleś ty kurna upierdliwy!
Postać zdjęła kaptur spod którego ukazały się błękitne włosy.
I: Grimmjow?!